Film użytkownika Karolina Moja Walka z Rakiem (@karolinawalkazrakiem) na TikToku: „”.Jeeva Kannada - Shankar Mahadevan. ćwiczenia np. joga, spacery. autoenergetyka. głodówki lecznicze. witarianizm. itp. A oto niektóre książki, których autorzy uzdrowili się, korzystając też z metod fizykalnych: Anatomia choroby – Norman Cousins. Autor uzdrowił się z ciężkich chorób za pomocą śmiechu! Jak w 90 dni pokonałem raka – Marek Kidziński. Daniel Litkowiec - moja walka z rakiem. 1.124 Me gusta. POTRZEBUJĘ WASZEGO WSPARCIA, na nie refundowane badania, programy lecznicze i szczepionki. BARDZO D Rajd Pełnią Piersią organizowany przez Fundację Świadomi Życia Nasz Instagram : https://www.instagram.com/rybaki_podroz_przez_zycie/ Nasz FB : https://www Walka z rakiem Nowoczesne terapie onkologiczne w Polsce. Efektywność systemu opieki onkologicznej w Polsce poprawia się bardzo powoli. Znacznie szybciej rośnie liczba zdiagnozowanych nowotworów złośliwych (w ostatnich 15 latach o 42 proc.). Chciałabym podzielić się z Wami historia, która wydarzyła się wczoraj. Pojechałam na działkę do kolegi i znalazłam pieska. Młody psiak przestraszony biegał od działki do działki. Wraz z koleżanką poszlysmy pytać miejscowych czyj to pies. Sąsiedzi odpowiadali że od paru dni biega po wsi , jest przeganiany. MOJA WALKA Z RAKIEM… Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo walki Marlena odeszła. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy ją tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jej leczeniu. Z uzbieranych środków zdążyła podzielić się i pomóc też innym chorym i cierpiącym. Historia Marleny: MOJA BARDZO TRUDNA WALKA Z RAKIEM. Zachorowałam na Nowotwór złośliwy. Na pierwszą operację w maju 2022r. trafiłam w IV stadium nowotworu. Operacja nie mogła być przeprowadzona, ponieważ wysoki stan zapalny nie pozwolił chirurgowi na jej przeprowadzenie. Zostałam skierowana na serie chemioterapii, po której wróciłam na kolejną February 13, 2022 Moja Walka Z Rakiem - Fundacja Urszuli Jaworskiej. Wśród wielu kategorii znajdziesz oferty kierowane dla kobiet, mężczyzn, dzieci, a i dla par. Jednak Arabowie powszechnie czcili wielu bogów pogańskich. Polubienia: 255,Komentarze: 24.Film użytkownika Karolina Moja Walka z Rakiem (@karolinawalkazrakiem) na TikToku: „#dc #foryou #fuckcancer #mylife #travel #rakpiersi🎀 #motywacja”.Życie z Rozsianym rakiem piersi .. w 4 stadium | Żyj tak jakby to był Twój ostatni dzień! VQvB. W październiku 2019 roku zaczęłam walkę z rakiem piersi. Pół roku chemii, potem dwie operacje, radioterapia, nierefundowany lek uzupełniający kadcyla- to dużo "przygód" i wysiłku, zwłaszcza w czasach covidu. Dałam radę. Radość trwała raz kolejny muszę Was poprosić o pomoc. Jest to tym bardziej trudne, bo mocno wierzyłam w to, że pokonałam raka na dobre. Niestety, w ciągu dwóch miesięcy od zakończenia leczenia okazało się, że mam przerzuty. Rak wygoniony z piersi znalazł sobie miejsce w kościach i nie chce odpuścić. Wiemy, że gdyby nie kadcyla, mogłoby być gorzej. Nie zmienia to faktu, że jednak różowo nie jest. Zajęty jest kręgosłup, kości miednicy, kości udowe, kości klatki piersiowej i barku. Tempo i czas rozrostu są przerażajace, ale jest leczenie, i tego się chwilę obecną, za niecały miesiąc miałam wracać do mojej ukochanej pracy- do dzieci. Czy i kiedy wrócę- nie wiem. Szukamy z lekarzem najlepszego leczenia. Rak po raz kolejny w krótkim czasie skomplikował mi życie i plany :( Cały czas staram się myśleć pozytywnie, ale wizja kosztów leczenia spędza mi sen z powiek, dlatego zdecydowałam się prosić po raz kolejny o pomoc. Dzięki uzbieranym środkom będę mogła nie martwić się o dojazdy, faktury z apteki, konsultacje u lekarzy bądź dodatkowe koszty leczenia. Wiem, że proszę o dużo i wierzcie mi, nie jest mi z tym łatwo, ale moja wola życia jest silniejsza niż rak i jestem w stanie zrobić wszystko, by dziada zniszczyć. Z góry dziękuję za każdą pomoc!!! Wanda Kempara z Aleksandrowa Kujawskiego, Urszula Gierszyńska i Stanisława Rulewicz (obie z Bydgoszczy) zostały laureatkami konkursu "Moja walka z rakiem".Od Redakcji:Od Redakcji:Mamy nadzieję, że lektura wspomnień trzech kobiet, które wygrały walkę z rakiem, zachęci nasze Czytelniczki do regularnych badań piersi. Natomiast kobietom, które właśnie zmagają się z chorobą, pomoże uwierzyć, że raka można panie, które wyszły zwycięsko z batalii o życie i swoją walkę opisały, spotkały się w bydgoskim zachorowały. Ciężko. Gdy dowiedziały się, że mają nowotwór, bardzo się bały. Walczyły. O życie, o powrót do normalności. Wspierane przez bliskich miały więcej sił, by pokonać chorobę. Wyzdrowiały, choć batalię o życie przypłaciły utratą piersi. Swoją walkę z rakiem opisały. Zrobiły to, by innym kobietom, dotkniętym chorobą, dodać sił. I wiary w październiku (od wielu lat jest Miesiącem Walki z Rakiem Piersi) "Pomorska", wspólnie ze Stowarzyszeniem "Różowej Wstążeczki", wydała specjalny dodatek, poświęcony nowotworom sutka i profilaktyce raka piersi. Wtedy właśnie ogłosiliśmy konkurs pt. "Moja walka z rakiem". Do udziału w nim zaprosiliśmy kobiety, które wygrały walkę z chorobą. 15 grudnia z laureatkami konkursu spotkała się Dorota Jakuta, przewodnicząca Rady Miasta Bydgoszczy i Małgorzata Bonin, szefowa Stowarzyszenia "Różowej Wstążeczki". Były wspomnienia, refleksje i deklaracje pracy na rzecz upowszechnienia badań piersi. Były też nagrody od Stowarzyszenia i przewodniczącej RM, biżuteria i kosmetyki przeznaczone dla kobiet po publikujemy fragmenty nadesłanych strach, ból, jest radość życiaWanda Kempara (na emeryturze, 40 lat pracowała na stanowisku sekretarza w szkole podstawowej) tak napisała: "Chciałam podzielić się informacją o przebytej chorobie, a jednocześnie podnieść na duchu panie, które z niewiedzy lub strachu boją się operacji". Oprócz wspomnień pani Wanda przesłała wiersz pt. Odrodzona, który zadedykowała wszystkim "Amazonkom". "(...)Poszłam na operację pełna optymizmu, bo guzek mały, wyniki dobre i na pewno obędzie się bez amputacji. Miał być tylko "harpun", chociaż byłam uprzedzona o amputacji piersi, jeżeli badanie pobranych próbek wykaże komórki rakowe. Obudziłam się po narkozie, obok mnie trójkąt, wiedziałam, że to najgorsze. Pomyślałam, jak się pokażę mężowi taka okaleczona, czy będzie mnie jeszcze dotykał, czy nie wyniesie się z naszej sypialni. A ja sama, jak to zniosę, gdy się zobaczę? Czy nie wpadnę w depresję, histerię czy nie będę się wstydzić swojej przypadłości, przecież duszę mam taką mnie to spotkało? Przecież nie zdążyłam jeszcze odpocząć po 40 latach pracy, jeszcze mam tyle do zrobienia. Czy tak wyobrażałam sobie emeryturę? Na pewno tak sobie myślałam - na emeryturze nareszcie spokój - dzieci dorosłe, najpierw się wyśpię, zawsze obiad na czas, porządki, ogród, spacer z psami, wyjazdy za miasto, wczasy. Będziemy z mężem nadrabiać zaległości, kino, teatr, książki. Nareszcie tylko dla siebie, do dzieci tylko w gości. A tu choroba - rak złośliwy. Ile mi jeszcze życia zostało? Mam troje wnucząt, więc chciałabym doczekać ich szpitalu wszystkie pacjentki takie same, obolałe, skaleczone, zranione. Ale przecież kobiety, matki, potrzebne w domu, wszyscy na nie początku byłam pod opieką wspaniałych lekarzy, którzy widzieli we mnie kobietę, a nie tylko pacjentkę, kolejny przypadek. Rozpoczął się nowy etap życia. Niespodziewanie dla mnie. Nie emerytura, tylko walka o zdrowie - operacja, chemioterapia i rehabilitacja. Już w szpitalu znalazłam się pod opieką psychologa. Jednak najważniejsze było wsparcie męża, dzieci, rodziny i przyjaciół, którzy okazali mi miłość, cierpliwość i pomoc w trudnych momentach. Wiersz "Odrodzona"Wanda KemparaJeszcze zegar odmierza dla mnie czas,Jeszcze pójdę na bal,Na spacer z tempo życiaNie wszystko trzeba od wszystkie pory roku,Srogą zimęPiękną wiosnęGorące lato,Kolorową miałam czasu dostrzec pór roku,przylatujących ptaków, barw nieba,zachodów muszę znaleźć czas na wszystko,Dla innych i dla dostrzec jakie piękne jest powrocie ze szpitala przeglądam się lustrze - nawet nieźle wyglądam od zdrowej strony, gorzej na wprost, ślad po cięciu, to nie ślad, to rana na ciele i duszy. Walka z chorobą była gorsza od operacji - zaczęła się chemia. Wiele trzeba wytrwałości, dużo samozaparcia w tych trudnych sytuacjach. Chociaż chemia ratuje nam życie, jest nie do zniesienia, nie wszyscy mi 6 serii ambulatoryjnie (seria to dwie dawki co tydzień), potem 3 tygodnie spokoju i znowu to samo. Wyjazd około 6 rano, żeby mieć jak najprędzej wyniki krwi, tam kolejka, potem kolejka do internisty z wynikami. Złe wyniki krwi wykluczają podanie chemii, potem kolejka na chemię, cały dzień to zajmuje.(...) Pół roku zmagań. Z chemii wracałam jak malutki kłębuszek czegoś zestresowanego, nieumiejącego myśleć trzeźwo. Denerwowało mnie, że po drodze mąż musi zrobić zakupy, zatankować samochód, zatrzymać się, śnieżyce, zasypane drogi, ptasia grypa (trzeba było ominąć Toruń, co wydłużało czas podróży) itp. Wszystko mi przeszkadzało, nie mogłam się doczekać, kiedy dojadę do domu, położę się w swoim łóżku. Niemoc po chemii trwała kilka dni, trochę odetchnęłam, mogłam jeść, jakoś doszłam do siebie i znowu wydawać się to niedorzeczne, ale cieszyłam się, jak miałam złe wyniki krwi, bo na chemię mogłam jechać dopiero za tydzień. (...) W tych trudnych chwilach trzymała mnie nadzieja na wyzdrowienie, ale przede wszystkim to, że wszyscy na mnie czekają - mąż, dzieci, wnuki. Nie mogłam się poddać. Wytrwałam do końca, jeszcze jeżdżę co pół roku na badania, rehabilitację.(...) Teraz dzięki "Amazonkom" jestem pełna optymizmu. Wspieramy się nawzajem nie tylko w sprawach choroby, ale także w codziennym życiu. W naszym klubie jest 25 pań w różnym wieku i o różnym statusie społecznym. Nie dzieli to nas, raczej zbliża. Każda ma inny pogląd na świat, ale cel taki sam: chcemy żyć, połączyła nas choroba. Potrafimy się śmiać, wzruszać, dzielimy się naszymi troskami. Spotykamy się często - gimnastyka, dieta, psycholog, nasze pogaduchy, jesteśmy sobie potrzebne.(...) Nigdy nie miałam czasu dla siebie, teraz mam. Teraz muszę wyjść z domu, bo czekają na mnie inne "Amazonki", muszę dobrze wyglądać. Zaakceptowałam siebie.(...) Nie wstydzę się mówić o swojej chorobie, namawiam znajome do badań, do tego, by zrobiły operację. Nie czekajcie na cud, bo cudów nie ma. Teraz zastanawiam się, czy warto było czekać tak długo, ale strach przed śmiercią był silniejszy niż argumenty lekarzy.(...) W obliczu śmierci uświadamiamy sobie, co to jest życie! Jak bardzo nam na nim zależy, jak nieważne były nasze troski dnia codziennego. Gdy jesteś zdrowa, nie umiesz cieszyć się z tego, co masz. Że się budzisz codziennie, że słońce świeci, że żyjesz, ale porównujesz się z innymi, że jeszcze to by mi się przydało, nowy samochód, modny płaszcz, nowe meble."Amazonko"! Głowa do góry, uśmiechaj się, ciesz się każdą chwilą i przekazuj tę radość innym. Naucz innych dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałaś i nie dostrzegałaś". Po chorobie została wolontariuszkąMowa o Urszuli Gierszyńskiej z Bydgoszczy, również laureatki konkursu "Moja walka z rakiem". O tym, co przeszła, tak napisała:"Wiele lat temu zachorowałam na nowotwór złośliwy. Czułam wtedy lęk i rozpacz. Byłam pełna bólu, pretensji i było wtedy łatwo. Pracowałam w tym czasie zawodowo - byłam księgową w szkole. Wtedy w moim życiu najważniejsze były dzieci, mąż i praca. Jeszcze przed pójściem do szpitala tak było. Jednak po operacji świat zaczął się kręcić wokół mnie. Poczułam, że jestem na pierwszy miejscu, że musi tak być, bo inaczej nie wyzdrowieję. I tak rodziny i przyjaciół pomagała mi w zdrowieniu. Kilka miesięcy po operacji trafiłam do Klubu Amazonek. Kobiety, które tam spotkałam, dodały mi wiary. Żyję teraz normalnie, mogę nawet powiedzieć, że lepiej. Nauczyłam się szanować siebie, prosić o pomoc, "oszczędzać" chorą rękę, zdrowo się odżywiać. Świat przestał wyglądać, jak przez przyćmione okulary i odzyskał kolory. Widzę, że świeci słońce, że liście na drzewach zmieniają kolory w zależności od pory roku, że ptaki tak pięknie upływa wolniej, a każdy dzień wygląda inaczej. Rano dziękuję, że się obudziłam, wieczorem, że mogłam przeżyć mądrze i z pożytkiem dla ludzi ten operacji minęło 10 lat i mogę stwierdzić, że doświadczyłam czegoś cudownego, czego owocem jest radość życia, miłość, cierpliwość i "serce" dla ludzi. Zostałam wolontariuszką. Zawsze uważałam się za osobę nieśmiałą, ale chęć pomocy chorym przewyższyła brak pewności siebie. Wolontariat jest służbą na rzecz człowieka chorego, w potrzebie. Ludzie dotknięci chorobą w swoich trudnościach są słabi i zagubieni, dlatego cenią sobie tę pomoc, a ja, widząc ich potrzeby, chcę im pomagać. Wiem, że dobra rada, uśmiech i dzielenie się przeżyciami są potrzebne, wspomagają po operacji chciałabym powiedzieć, że na początku nie jest łatwo, ale z czasem wszystko wraca do normalności. Wszystkie zdrowe panie zachęcam do samobadania piersi lub do pójścia do specjalisty. Nie każde leczenia raka piersi kończy się chemią czy radioterapią. Jestem osobą, u której leczenie zakończyło się tylko amputacją było!"Ja już teraz jestem zdrowaStanisława Rulewicz z Bydgoszczy miała 13 lat, gdy na raka piersi zmarła jej mama. Walkę o jej życie pamięta doskonale, bo sama się matką opiekowała. Myślała, że jej ta choroba nie spotka. Stało się inaczej."(...) To był grudzień 1999 r. Miałam wtedy 61 lat i byłam spokojna, że nie podzieliłam losu mojej mamy, która miała raka lewej piersi i zmarła mając 31 lat. Widziałam ten guzek wielkości dużej fasoli. Bardzo dobrze pamiętam - to był luty 1952 r. Sama rozpiłowywałam ampułki z morfiną i kofeiną, wylewałam na łyżeczkę i podawałam mamie. Byłam najstarsza - miałam skończone 13 lat i jeszcze sześcioro rodzeństwa. Właśnie wtedy, w lutym, urodził się najmłodszy brat. Początkowo mama nie karmiła braciszka chorą piersią, ale położna uznała, że to tylko kaszak. Poleciła przystawiać dziecko do piersi, a na guzek radziła przyłożyć "czarną maść". Po trzech tygodniach zrobiła się cieknąca ranka, ale wtedy groźnie nie w końcu poszła do lekarza. Było skierowanie do szpitala i... wyrok. Już nie było ratunku. To było w lutym, a we wrześniu tego samego roku już nie do mojej choroby... Zaczęło się tak. Bawiłam się z moją 5-letnią wnuczką Iwonką. W pewnej chwili wnusia, niechcący, uderzyła mnie w lewą pierś. Poczułam ból. Wtedy zaczęłam tę pierś bardziej kontrolować. Wyczułam guz, bardzo głęboko, w dole od razu poszłam do lekarza. Był grudzień, miesiąc, w którym nie chciałam nic wiedzieć o chorobach. Ale już w styczniu zarejestrowałam się do onkologa w Poliklinice przy szpitalu wojskowym. Pierwszą wizytę miałam 23 stycznia. Dwa dni później zrobiono mi biopsję i mammografię. Zdjęcie wykazało, że to lipoma (tłuszczak).Lekarz nie zgadzał się z taką diagnozą. Poza kolejnością poprowadził mnie do onkologa-chirurga. Miałam jeszcze jedną biopsję i USG. Dostałam skierowanie do szpitala na odbyło się błyskawicznie. Zabieg wyznaczono na 4 lutego. Jeszcze tylko wizyta u kardiologa, bo miałam wysokie ciśnienie. Podano mi leki. Ciśnienie się unormowało. Ale na chwilę. Byłam już w sali operacyjnej, jednak anestezjolog zadecydował, że operacji nie będzie, ze względu na bardzo wysokie ze szpitala, łykałam tabletki. Pod koniec lutego byłam już po operacji. Pozostawałam nadal pod opieką onkologa - na kontrolę pojawiałam się raz w miesiącu. W lutym 2001 r. na bliźnie pojawiła się zmiana rakowa. Wtedy się załamałam. Byłam przerażona, że następny guz urósł tak szybko. Lekarz błyskawicznie usunął guz. Po zabiegu trafiłam do Centrum Onkologii - miałam naświetlania bombą kobaltową. Nadal pozostawałam po kontrolą, byłam ponadto leczona 2002 roku pojechałam - po raz pierwszy w życiu - do sanatorium. Niestety, byłam tam tylko osiem dni, bo zachorował mój mąż. Po operacji leżał, więc musiałam się nim zająć. Zapomniałam o sobie. Pampersy, cewniki, walka z odleżynami, karmienie, mycie... Mąż zmarł 3 lata ja? Nadal jestem pod kontrolą onkologa, ale już tylko co pół roku. Badania nie wykazują żadnych oznak nawrotu choroby. Czuję się dobrze. Korzystając z okazji pragnę podziękować wszystkim lekarzom, którzy uratowali mi życie. Dzięki serdeczne!". W połowie czerwca zacząłem czuć bardzo silny ból w lewym boku. Środki przeciwbólowe niezbyt pomagały. Ból łagodziła jedynie no-spa, a i to w niewielkim stopniu. Dopiero zastrzyk z no-spy złagodził ból. Pomagało też nagrzewanie bolącego boku elektryczną poduszką. Udałem się do szpitala, gdzie urolog zrobił mi USG i uznał, że najprawdopodobniej ból był spowodowany schodzącym drogami moczowymi kamieniem. Uspokoiło mnie to. Ponieważ rzeczywiście ból nieznacznie zelżał, a ja miałem zaplanowany razem z przyjaciółmi urlop w Bułgarii, za zgodą lekarza zdecydowałem się nie rezygnować z urlopu. Zaopatrzony w środki przeciwbólowe i rozkurczowe wyruszyłem z przyjaciółmi. Niestety już w Serbii poczułem, że ból wrócił. Z ledwością dojechałem do motelu, w którym znaleźliśmy nocleg. Ból mimo środków przeciwbólowych i rozkurczowych narastał. Przyjaciele wezwali pogotowie, które chciało mnie zabrać do szpitala. Nie zgodziłem się, gdyż byłem jedynym kierowcą z wystarczającym doświadczeniem, aby dojechać busem do Bułgarii, oraz nie znając serbskiego, miałbym znaczne problemy z komunikacją w serbskim szpitalu. Lekarze dali mi zastrzyki przeciwbólowe, które pozwoliły mi zasnąć. W nocy zastanawiałem się, jak silny musi być ból nowotworowy, skoro ten, który ja czułem wydawał się nie do zniesienia i wywoływał krzyk. Wówczas jeszcze się nawet nie domyślałem, że to właśnie był ból nowotworowy. Rano wyruszyliśmy w dalszą podróż. Ból ledwo stłumiony nie mijał. Nafaszerowany środkami przeciwbólowymi dowiozłem przyjaciół do hotelu nad bułgarskim morzem. W nocy ból wrócił z całą siłą. Aby przetrwać noc położyłem się pod prysznicem, na boku położyłem ręcznik, którego był cały czas gorący od wody, która na niego leciała. Pod odkręconym gorącym prysznicem spędziłem całą noc. Tej nocy dostałem krwotoku z dróg moczowych. Myślałem, że to zszedł kolejny kamień. Rano wezwałem lekarza. Lekarz wykonał badania, dał mi jakiś zastrzyk, który bardzo szybko podziałał. Niestety nie wiem jaki, a następnie przepisał antybiotyk. Leki, które mi dał uśmierzyły ból do tego stopnia, że kolejnego dnia mogłem skorzystać z dobrodziejstw słońca. Z każdym dniem było co raz lepiej. Dlaczego? Nie mogę mieć pewności, ale wiedza którą zdobyłem w międzyczasie pozwala mi na domysł, że było to działanie słońca, które wytwarzało w moim organizmie witaminę D3 powodując takie nasycenie, że nowotwór się wyciszył. Po powrocie do Polski czułem się zdrowy. Nic mi nie dolegało. Nie czułem żadnego bólu. Cieszyłem się, że kamienie zeszły. Niestety byłem w błędzie, ale na szczęście mimo, że czułem się dobrze, nie zbagatelizowałem mojego stanu i poprosiłem lekarza pierwszego kontaktu o skierowanie na USG, aby sprawdzić czy nie ma kolejnych kamieni. Przekonany, że to tylko profilaktyczne badanie cierpliwie czekałem do września na wyznaczony termin. Idąc na badanie zażartowałem, że wykryją u mnie raka. Niestety żart okazał się prawdą! Patrząc na twarz Pani Doktor wykonującej badanie wyczułem, że coś jest nie tak. Po badaniu usłyszałem wyrok: ma pan 8 cm guz na lewej nerce. Pani Doktor pełna empatii i życzliwości wykorzystując swoje prywatne kontakty umówiła mnie już na następny dzień z onkologiem. Nie pamiętam jak się nazywała, ale to był prawdziwy lekarz z powołania wyczulony na ludzkie cierpienie i dokładający wszelkich starań, aby pomóc. Jednakże przed umówioną na popołudnie wizytą u onkologa, musiałem zdobyć skierowanie. Mimo późnej pory zadzwoniłem do mojego lekarza pierwszego kontaktu i powiedziałem mu o wyniku badania USG. On również okazał się lekarzem z powołania otwartym na chorego człowieka. Kazał przyjść mi rano jeszcze przed otwarciem poradni. Przyszedł dla mnie wcześniej do pracy i wypisał mi nie tylko skierowanie do onkologa, ale również kartę DILO (kartę szybkiej ścieżki badań onkologicznych). Wówczas wydawało mi się to naturalne. Dopiero po kilku miesiącach od innych pacjentów chorych na raka dowiedziałem się, że wielu lekarzy nie chce, albo wręcz odmawia chorym wypisania karty DILO. Ja miałem to szczęście, że mimo iż korzystałem z pomocy lekarzy w ramach NFZ trafiłem na takich, którzy mimo, że mnie nie znali (z wyjątkiem lekarza pierwszego kontaktu, gdyż byłem jego pacjentem od wielu lat), mieli otwarte serca. Bowiem również onkolog przyjął mnie już następnego dnia mimo iż miał wyczerpane limity. Tak zaczęła się moja walka z rakiem, która trwa do dziś. Ks. Dariusz Lik